poniedziałek, 24 września 2012

Rozdział 5.

~Kate~

Idąc leśną ścieżką z uśmiechem na twarzy zastanawiam się nad tym wszystkim co się ostatnio wydarzyło. O tych zmianach w życiu moim przyjaciółek. O tym jakie Ona są teraz szczęśliwe. Lecz uśmiech znika z mojej twarzy, kiedy zadaje sobie pytanie: A ja ? Też jestem szczęśliwa...ale jednak czuję, że czegoś mi brakuje. Tego uczucia ciepła, miłości. Czy i ja kiedyś znajdę osobę bliską mojemu sercu? Czy będę wstanie się tak zakochać? Może ktoś by mnie zauważył gdybym była odważniejsza, nie chowała się zawsze w cieniu. Była po prostu inna, lepsza...

...

Dzisiaj jest naprawdę piękna pogoda. Promienie słońca przebijają się między liśćmi drzew i padają prosto na małą, wąską ścieżkę. Powietrze pachnie zapachem grzybów i słychać śpiew ptaków. Z zachwytem rozglądam się po lesie...kiedy nagle w oddali dostrzegam postać człowieka. Jest ona niewyraźna i zbliża się w moim kierunku. Z każdym krokiem jest bliżej mnie. Nie wiedząc czemu ogarnia mnie lekkie uczucie zaniepokojenia...w pewnym momencie rozlega się za mną przeraźliwy hałas! Odwracam się, lecz niczego nie widzę, a hałas ucicha. Z powrotem odwracam się na pięcie i nagle wpadam na kogoś.

-Witaj Kate.-
-Ohhh Peter to Ty! Wystraszyłeś mnie! Co Ty tutaj robisz?-
-Wiesz naprawdę polubiłem Rose...i było mi jej szkoda...ale, że musze pokazać Ericowi, że mi się nie rozkazuje...-
-Ale...o czym Ty...-
Nagle twarz Petera staje się przerażająca! Jego czerwone oczy wpatrują się w moje brązowe tęczówki...a po chwili czuję wbijające się w moją tętnice szyjną kły...czuję ogromny ból, a choć chcę uciekać...nie mogę...Mimowolnie moje oczy się zamykają, obraz staje się coraz bardziej zamazany...Z każdą sekundą słabnę.... po chwili upadam na ziemię...resztkami sił ostatni raz otwieram oczy i dostrzegam kucającego przy mnie, z uśmiechem na twarzy Petera...a już po kilku sekundach następuje ciemność.

...

Otwieram oczy. Leże na dużym łóżku z baldachimem w jasnym pokoju. Staram się wstać lecz nie mam siły. Czuję ogromny głód... Nagle do pokoju wchodzi jakaś postać...i w tym momencie przypominam sobie co się stało. Przerażona chcę uciekać...lecz ktoś siada przy moim łóżku łapiąc mnie za rękę...
-Kate to ja Eric! Spokojnie już dobrze...-
-Peter! On jest...-
-Spokojnie...-
-On...on naprawdę jest...-
-Tak...to wampir...-
-A...co się ze mną stało?!-
-Kate, posłuchaj. Muszę Ci teraz coś ważnego powiedzieć...-
Spoglądam na twarz mojego towarzysza...widzę, że jest On załamany i niespokojny...-
-Co się stało?...-
-Ja też jestem wampirem...A Ty...-
-Co?! Zostaw mnie! Jesteś taki jak Peter...-
-Nie! Nie jestem! Posłuchaj mnie! Peter zamienił Cię w wampira...na razie jesteś tylko pisklęciem...dopiero kiedy napijesz się ludzkiej krwi zostaniesz w pełni wampirem...-
-Ja nie rozumiem...a-a jeśli nie to...-
-Umrzesz...-
Nic nie rozumiem. Wampiry to jednak nie tylko legendy? Jednak to wszystko to prawda? A teraz ja...jestem jednym z nich...jestem martwa...Błędnym wzrokiem szukam odpowiedzi na to wszystko w oczach Erica...
-Kate...ja nie jestem taki jak Peter...kiedyś byłem, ale już nie jestem! Nie zabijam ludzi i chcę Ci pomóc! Rozumiesz?-
-Ja-a-a nie wiem co powiedzieć... to prawda? Jestem potworem...-
-Nie jesteś! Peter jest potworem...Ty nie musisz nim być! Wystarczy, że dasz mi sobie pomóc. Decyzja należy do Ciebie...-
W tym momencie całe moje życie się zmienia. Wiem, że teraz wszystko będzie inaczej...jednak moje przerażenie zmniejsza się...widzę i czuję, że Eric nie jest taki jak Peter...On nie chciał tego...chce mi pomóc...Po mimo tego trochę się boje...boje się tych zmian...i czy dam radę...
W moich oczach pojawiają się pojedyncze łzy, lecz uśmiecham się lekko w stronę przyjaciela...który mocno mnie przytula.
-Obiecuję, że Ci pomogę...przejdziemy przez to razem.-

~Eric~

Kate zasnęła. Wybrała zostanie tutaj...Jest w pełni wampirem...A ja zrobię wszystko aby nie stała się potworem! Nauczę Ją jak radzić sobie z pragnieniem...Jak być silną...wiem, że to nie będzie łatwe, ale nie mogę Jej tak zostawić! Bo to moja wina! To przeze mnie jest teraz wampirem! Nie mogę uwierzyć, że to zrobił...wiedziałem, kiedy tylko się pojawił, że On zniszczy moje życie...Nie daruję Mu tego...i nie mogę pozwolić aby jeszcze kogoś skrzywdził...to już koniec!
-Hej Eric! Coś się stało?-
Przez drzwi wchodzi Caroline. Musze jej o tym wszystkim powiedzieć! Powiedzieć prawdę! Tylko tak będę w stanie Ją obronić...
-Tak...Caroline posłuchaj...-
Nie wiem od czego zacząć. To co powiem...może wszystko zniszczyć! Spoglądam na twarz ukochanej. Swoimi zielonymi oczami z zatroskaną twarzą wpatruje się we mnie szukając odpowiedzi.
-Zrozumiem jeśli nie będziesz chciała mnie już znać, ale ja musze powiedzieć Ci prawdę!-
-O czym Ty mówisz?-
-Nie jest człowiekiem! Jestem wampirem...Peter też, ale posłuchaj! Ja nie jestem potworem! Nie zabijam ludzi...to Peter!- Spoglądam na twarz Caroline. Dostrzegam zmieszanie ale i przerażenie. Podchodzę do niej i łapie ją za ręce.
-Posłuchaj...chodzi o Kate...-
-Co Jej zrobiłeś?!- Caroline odsuwa się ode mnie.
-Posłuchaj! Peter...On....-
-Zabił Ją?!- w oczach Caroline pojawiają się łzy...
-Nie! Ona...-
-Czy...-
-Tak. Jest wampirem...-
Caroline spogląda na mnie i momentalnie podbiega do drzwi pokoju, w którym śpi Kate. Wchodząc ze łzami spogląda na Nią...Kate wstaje. W Jej oczach też pojawiają się łzy. Caroline podchodzi do Niej i mocno Ją przytula...
Patrząc na nie...na ten smutek...ogarnia mnie ogromne uczucie zdenerwowania. Peter zapłaci za to co zrobił! Już nigdy nikogo nie skrzywdzi!
Wychodzę z pokoju, a za mną i Caroline.
-Caroline proszę Cie...-
-Co teraz z Nią będzie?-
-Będę się Nią opiekował. Nauczę Ją jak z tym żyć. Bądź spokojna...Peter odpowie za to...a my...-
-Jak mogłeś do tego dopuścić?! Wiedziałeś jaki On jest...-
-Nie mogłem nic zrobić! On jest silniejszy ode mnie...-
Zapłakana Caroline podchodzi do mnie.
-Jeśli nie chcesz już mnie znać...-
-Przykro mi...Eric...ale to mnie przerasta...Kate mnie teraz potrzebuje...ja...-
-Rozumiem...-
Caroline odchodzi w kierunku Kate.
Zaciskając pięść wychodzę z domu. Teraz muszę tylko znaleźć Petera...i zakończyć to wszystko.

______________________________________

Przepraszam, że tak długo nie dodawałam nic nowego, ale nie miałam weny ;D
Ten rozdział tak średnio mi się podoba, następne będę już lepsze ;)

czwartek, 30 sierpnia 2012

Rozdział 4.

~Eric~

Jestem z Caroline już kilka tygodni. Naprawdę świetnie nam się układa. Żyję już na tym świecie dość sporo czasu, a jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak Ona. Nigdy czegoś takiego nie czułem do innej osoby. To naprawdę coś wspaniałego. Ale...co się stanie kiedy Ona się o wszystkim dowie? O tym, że ja...nie jestem zwyczajnym chłopakiem, że ja nawet nie jestem...człowiekiem? Tylko potworem...mordercą! Przecież kiedyś będę musiał powiedzieć Jej prawdę! Nie mogę Jej tak ciągle oszukiwać. Jednak...boję się, że kiedy Ona odkryje kim tak naprawdę jestem...nie będzie chciała mnie już znać. A ja nie mogę przecież bez Niej żyć!
-Nad czym tak rozmyślasz?- zza moich pleców słyszę bardzo dobrze znany mi głos.
-Peter?! Co Ty tutaj robisz? Miałem nadzieję, że zrozumiałeś mnie za ostatnim razem, kiedy powiedziałem, że nie chcę Cię już nigdy widzieć!
-Po tylu latach spodziewałem się milszego powitania...przyjacielu!-
-Nie jesteśmy już przyjaciółmi! O tym jak widzę też zapomniałeś!
-Hehh! Wiesz stęskniłem się za Tobą, a poza tym strasznie mi się nudziło samemu...Więc pomyślałem, że wpadnę do najlepszego kumpla...i przy okazji trochę się zabawię.-
-Więc to Ty jesteś odpowiedzialny za śmierć tej dziewczyny...Miałeś więcej razy nie mieszać się do mojego życia!-
-Życia? Bawisz się w jakiegoś ucznia liceum, zwykłego chłopaka! A powinieneś robić to do czego jesteś stworzony!-
-Czyli do czego? Do zabijania bezbronnych ludzi? Wiem...że kiedyś taki byłem, ale teraz chcę zacząć wszystko od nowa!-
-Od tego nie da się uciec Ericu! Jesteś wampirem i nic ani nikt tego nie zmieni! Nawet ta twoja Caroline...-
-Skąd Ją znasz?! Jeśli tylko Ją dotkniesz...-
-Spokojnie! Tym razem nie mam zamiaru odbijać Ci dziewczyny! Przynajmniej na razie...Teraz zainteresowała mnie pewna Rose...To chyba przyjaciółki? Nieprawdaż?
-Jeśli tylko Im coś zrobisz...-
-To co ? Nie zapominaj, że jestem silniejszy od Ciebie, bo Ja żywię się ludzką krwią! W końcu do tego jestem stworzony...-
-Żałuję, że nie pozwoliłem Ci zginąć 184 lat temu!-
-Ahh! No tak, pamiętam ten dzień! Przemieniając w wampira...uratowałeś mnie! Byliśmy wtedy najlepszymi przyjaciółmi. No ale potem pojawiła się ta dziewczyna...Jak Jej było ? A no tak, Susan!
-Wyjdź z mojego domu!-
Nagle zaczyna dzwonić telefon.
-O to pewnie ta Twoja ukochana! Lepiej odbierz.-
Sięgam po telefon. Tak jak przewidział Peter, to Caroline.
-No hej Caroline. Tak?...Z miłą chęcią...To do zobaczenia na miejscu.-
-Uuu impreza! Chyba też się na nią wybiorę!-
-Nie masz prawa się tam pojawić!-
-Ehh! Jeszcze się nie nauczyłeś? Ja mogę wszystko! Akurat będę mógł się zabawić! Ta Rose... pewnie też tam będzie!-
-Trzymaj się od nich z daleka!-
-Haha! To do zobaczenia wieczorem!-
Nie zdążyłem już nic powiedzieć. Peter znika. Nie mogę uwierzyć w to, że On wrócił. Dlaczego?! Teraz muszę zrobić wszystko aby chronić Caroline i jej najbliższych. Nie wybaczę sobie, jeśli coś im się stanie!

...

-Hej! Cieszę się, że przyszedłeś!- z wielkim uśmiechem na twarzy wita mnie Caroline.
-Ja też się cieszę!- podchodzę do ukochanej, łapię Ją w talii i delikatnie całuję w usta. Czuję jak lekko się uśmiecha, więc przytulam Ją do siebie jeszcze mocniej.
-No gołąbeczki! Bo przegapicie całą imprezę!- uwagę zwraca nam, nie kto inny jak Rose.
-Hej Rose.- uśmiecham się serdecznie to przyjaciółki. Tak, no właśnie. Zaprzyjaźniliśmy się kiedy Caroline nas ze sobą poznała i jeszcze z Kate, która właśnie nadchodzi.
-Hej wszystkim!- wita nas serdecznie.
-No hej Kate.-
-Idziemy potańczyć?- słyszę kochany, słodki głos Caroline.
-No pewnie!- natychmiast porywam Ją do tańca.
Tańcząc bacznie rozglądam się po uczestnikach imprezy. Jestem bardzo zdenerwowany, myślą o tym, że Peter gdzieś tu jest. Jednak staram się, aby nie było tego po mnie widać. Po paru piosenkach nareszcie dostrzegam znajomą postać mojego "przyjaciela". Tańczy właśnie z Rose.
-Może odpoczniemy chwilę? Przyniosę Ci coś do picia.-
-Tak. Jestem już padnięta.-
-Ok. To ja zaraz wracam.-
Nie mogę dopuścić do tego aby, komuś jeszcze stała się jakaś krzywda! Szybkim krokiem ruszam w kierunku Petera.
-O hej Eric!- jakby nigdy nic, wita mnie Peter.
-To wy się znacie?- pyta Rose, a Peter obejmuje Ją w talii.
-Tak, to jest mój przyjaciel!- z fałszywym uśmiechem oznajmia Peter.
-Nigdy mi o Tobie nic nie mówił!-
-No...jakoś tak wyszło.-
-Eric wszytko ok?-
-Tak, tak. Możesz na chwilę zostawić nas samych, Rose?-
-Tak. Będę czekać przy stoisku z napojami.- Rose uśmiecha się w stronę Petera i odchodzi.
-Nie powinno Cię tuta być! Masz dać tej dziewczynie spokój!-
-Niby dlaczego? Coś mi się wydaję, że ta dziewczyna mnie lubi. Więc postanowiłem dotrzymać Jej towarzystwa dziś wieczorem. A teraz wybacz ale jestem oczekiwany przy napojach!-
Rozmowa z Peterem spowodowała, że jestem jeszcze bardziej zdenerwowany! Przecież On może zrobić z Tą dziewczyną co tylko chce, a ja nie mogę Mu w tym nawet przeszkodzić! Przecież nie mam z Nim żadnych szans!
-Eric? Co się dzieje?- obok mnie pojawia się zatroskana twarz Caroline.
-Nie nic...ja tylko...-
-Jak się bawicie?- nagle przychodzi Kate.
-Świetna impreza! A gdzie właściwie jest Rose?-
-A no wiesz, poszła gdzieś z tym nowym chłopakiem, Peterem. Rose powiedział, że to przyjaciel Erica.-
-Naprawdę? Eric czemu nie mówiłeś, że jest tutaj Twój przyjaciel?-
-Co?! Gdzie Oni poszli?-
-Emm...chyba w tamtą stronę...-
-Zostańcie tutaj, ja muszę coś załatwić...-
Przepycham się przez tłum ludzi, a wzrokiem błędnie wodzę po ich twarzach. Muszę Ich znaleźć! On na pewno chce Jej coś zrobić! Muszę Go powstrzymać! Po chwili dostrzegam Petera trzymającego Rose za rękę. Staram się do nich dostać. Jednak Peter pokazuje mi tylko szereg swoich górnych zębów i po chwili znika z Rose gdzieś w tłumie.

wtorek, 28 sierpnia 2012

Rozdział 3.

~Caroline~

Kolejny dzień. Niechętnie wstaję z mojego wygodnego łóżka. Czuję się beznadziejnie, moje serce kłuje mnie w klatce piersiowej, a oczy mam całe zaczerwienione od płaczu. Kiedy myślałam, że przeszłość jest już za mną, że jestem już szczęśliwa...wszystko prysnęło jak mydlana bańka...
Chcąc sprawdzić godzinę, zerkam na telefon, a tam 12 połączeń nieodebranych...od kogo? Od Niego...Eryka...martwi się? A może chce wyjaśnień? Jak mogłam Go tak potraktować? Przecież to nie Jego wina...Zachowałam się okropnie! Najpierw dawałam mu nadzieję...a...potem Go tak zostawiłam! To zupełnie...jak Matt mnie...Nie mogę tak dalej postępować! Muszę to naprawić! Muszę Mu wszystko wyjaśnić! Przecież zależy mi na Nim...i to bardzo...ale...nadal czuję coś do Matta....i to nie pozwala mi iść dalej...do przodu. Nadal nie mogę się pozbyć z serca tych wspomnień i Jego! Jednak muszę spróbować! Muszę z tym walczyć!
Po chwili podchodzę do półki stojącej niedaleko łóżka i sięgam ręką po zdjęcie Matta ze mną...Wpatrując się w nie zadaje sobię tylko jedno pytanie: Dlaczego?

...

Jestem w Parku. W domu nie mogłam już wytrzymać. To tym chodnikiem często spacerowałam z Mattem...Byliśmy tacy szczęśliwi...zakochani. A teraz? Jestem tu sama, zupełnie sama. Siadam na ławce, na której kiedyś siadałam z Nim...w oczach znowu pojawiają się łzy. Swoją rękę zaciskam w pięść i staram się nie wybuchnąć. Nie mogę cały czas wracać do przeszłości! Muszę iść przez życie już bez Niego! Przynajmniej postarać się...
-Caroline?- słyszę cichy głos za moimi plecami. Odwracam twarz i ukazuje mi się znana sylwetka chłopaka.
-E...Eric?- ze łzami w oczach wpatruję się w bruneta.
Nagle chłopak podchodzi do mnie i lekko schylając głowę, swoimi brązowymi oczami wpatruje się w moje zielone tęczówki.
-Eric, ja cię przepraszam! Nie chciałam żeby tak wyszło! To wszystko przez te wspomnienia o moim byłym chłopaku,ja...-
-Już dobrze!- brunet lekko się uśmiecha -Rozumiem Cię.-mówi przybliżając się do mnie.
-Zależy mi na Tobie, ale boję się, że wspomnienia będą ciągle wracały i będę Cię tylko ranić!- po policzkach spływają mi pojedyncze łzy.
Eric kładzie swoją rękę na moim policzku i lekko je ociera. Jego ręka znów jest lodowata. Tak jak za ostatnim razem...
-Wszystko w porządku? Twoja ręka...ona jest taka zimna!-
Eric momentalnie odsuwa swoją dłoń.
-Tak, tak...Wiesz mi też na Tobie zależy, Caroline. Kiedy po raz pierwszy Cię zobaczyłem od razu chciałem Cię bliżej poznać! Jeszcze nigdy nie poznałem kogoś takiego jak Ty! Znamy się zaledwie kilka dni a już czuję się przy Tobie jakbyśmy się znali od wieków! Wiem, że to dla Ciebie trudne, że nadal pamiętasz o tamtym chłopaku, ale między nami też coś jest! Od naszego pierwszego spotkania nie mogłem przestać o Tobie myśleć...-
W tym momencie brunet delikatnie muska moje usta. Po chwili odsuwa się lekko w tył.
-Przepraszam...-
Nic nie mówiąc podchodzę do Erica i składam na Jego ustach namiętny pocałunek.

~Kate~

Naprawdę szkoda mi Caroline. Ona na to nie zasłużyła! Nie rozumiem jak ten drań mógł Ją tak zranić! Ona przecież nic Mu nie zrobiła...a On Ją tak po prostu zostawił...Muszę pomóc Jej za wszelką cenę...aby znów była szczęśliwa, uśmiechnięta...po prostu taka ja dawniej!
Naglę słyszę dzwonek do drzwi.
-Kate!-
-Ohh Rose!-
-Ktoś mnie śledził!-
-Co? O czym Ty w ogóle mówisz?-
-Przysięgam! Znowu ta sama osoba, która mnie goniła!-
-Ale...-
Nagle naszą rozmowę przerywa kolejny dzwonek do drzwi.
-Cześć!- w drzwiach stoi wysoki niebieskooki blondyn o bladej cerze.
-Hej. Mogę w czymś pomóc?- pytam nieznajomego a zza moich pleców widzę wychylającą się twarz Rose.
- To chyba Twoje!- blondyn uśmiecha się w stronę Rose a z kieszeni bluzy wyciąga srebrną bransoletkę.
-Tak. Ale skąd ją masz ?- Rose staje obok mnie i z ciekawością wpatruje się w nieznajomego.
-Wypadło Ci gdy biegłaś.- chłopak z tajemniczym uśmiechem podaje bransoletkę Rose.
-Ohh dziękuję...-
-Peter.-
-Dziękuję Peter.- moja towarzyszka lekko uśmiecha się do blondyna. - A ja jestem Rose, a to moja przyjaciółka Kate!-
-Miło było Was poznać- chłopak znów się uśmiecha -ale muszę już iść!-
Nagle dzwoni telefon. Momentalnie odwracamy się za siebie w stronę dzwoniącego urządzenia, a gdy chcemy pożegnać Petera już nikogo nie ma.








sobota, 25 sierpnia 2012

Rozdział 2.

~Rose~

-W ostatnich dniach doszło do zaginięcia 17 letniej dziewczyny. Wczoraj wieczorem około godziny 21 na obrzeżach Kalifornii w tamtejszych lasach znaleziono jej ciało. Nastolatka najprawdopodobniej została zaatakowana przez dzikie zwierzę. W wyniku tych wydarzeń prosimy o zachowanie szczególnej ostrożności...-
-W naszych lasach? Jakieś dzikie zwierze, które zamordowało człowieka?- mówię wyłączając telewizor.
-Nie mogę w to uwierzyć...to jest straszne!- wstaję z sofy i ruszam w kierunku kuchni.
-A ja jeszcze muszę sama iść na przystanek!- lekko zdenerwowana upijam łyk mojej kawy.
Chwilę później kończę śniadanie i z zarzuconą torbą przez ramię wychodzę z domu. Po usłyszeniu tej strasznej wiadomości z telewizji wszystko nagle staję się podejrzane i straszne...wszystkie odgłosy,cienie...Idąc szybkim krokiem staram się jednak o tym nie myśleć. Jeszcze tylko kawałeczek i skończy się las. Dam radę!
-czszyy...-
-Jest tu ktoś?- moje ciśnienie wzrasta i jest mi coraz bardziej gorąco. Staję w miejscu i starannie się rozglądam.
-czszyy...- znowu ten dźwięk! Zaczynam biec. Już tak niedaleko, jeszcze tylko kilka metrów! W pewnym momencie spoglądam w bok...a wśród krzewów i drzew dostrzegam jakąś ciemną postać...Jest to postać...człowieka...człowieka, który idzie w moją stronę! Zaczynam biec jeszcze szybciej. Cały czas słyszę ten dziwny dźwięk...i kroki! Spoglądam tym razem za siebie i znów go widzę! Mój oddech jest nie równy, zaczyna brakować mi już powietrza. Moje serce bije jak szalone a oczy są pełne strachu. Po raz kolejny spoglądam za siebie...i już nikogo nie widzę...ale tylko dlatego że teraz stoi przede mną ! Bez zastanowienia zbiegam z ścieżki i skręcam w kierunku głębi lasu. Lecz ciągle słyszę ten dźwięk. Po raz wtórny oglądam się za siebie i znów dostrzegam tą ciemną postać, która po mimo tego, że idzie powolnym krokiem, jest ciągle za mną! Biegnąc po między drzewami zahaczam torbą o wystające gałęzie. Zaczynam się z nimi szarpać. W końcu udaje mi się od nich uwolnić. Biegnę dalej przed siebie, tym razem nie oglądając się już. Moje serce zaczyna jeszcze szybciej bić a oczy są pełne nadziei na widok kończącego się lasu i widniejących domów. Wpadam na chodnik i nagle...przewracam się! Momentalnie wstaję i obracam się twarzą w kierunku lasu...i już na szczęście nikogo nie widzę. Jednak nagle ktoś za mną łapie mnie mocno za rękę!
-Rose?-
-Aaaaa!-
-Rose? Spokojnie to tylko ja, Kate!-
-Kate?- odwracam się i widzę przed sobą bardzo dobrze znaną mi osobę.
-Ohh jak dobrze, że to Ty!- podchodzę do przyjaciółki i przytulam się do niej jak najmocniej tylko potrafię.
-Co się stało i co Ty tutaj robisz? Miałyśmy się spotkać na przecież przystanku.-
-Ktoś mnie gonił! Więc musiałam uciekać! I skręciłam w stronę lasu a potem znalazłam się tutaj!-
-Zgupiałaś?! Wchodziłaś sama do lasu? Nie oglądałaś wiadomości?-
-Oczywiście, że tak...ale no musiałam uciekać...-
-Ok! Dobra już spokojnie! kto Cię niby gonił?-
-Nie wiem...była to jakaś ciemna postać...wyglądał na mężczyznę...-
-Spokojnie. Coś mi się nie wydaję żeby mógł Cię gonić jakiś mężczyzna!-
-No ale...-
-Słuchaj...może mi się po prostu to tylko wydawało...no wiesz z powodu strachu!
Często tak bywa.-
-Ale, ja go widziałam...-
-Hej! Mówię Ci! To się nie działo naprawdę!- Kate uśmiecha się do mnie pokrzepiająco.
-Myślisz?-
-Tak! Ja to wiem!- przyjaciółka znowu się uśmiecha i łapie mnie pod ramię.
-Tak! Masz rację! To wszystko przez ten strach!- odwzajemniam uśmiech.
-No! Ok. chodźmy już bo spóźnimy się do szkoły!-
Ruszyłyśmy w kierunku przystanku. Z niepewnością oglądam się jeszcze kilka razy za siebie...lecz już nikogo nie widać. Może Kate ma racje! Może to tylko mi się przywidziało! Przynajmniej mam taka nadzieję...Jednak nie mam już zamiaru tamtędy iść....tym bardziejsama! Musze o tym zdarzeniu jak najszybciej zapomnieć...

~Caroline~

-Hej Eric!-
-Hej, hej!- chłopak uśmiecha się przyjaźnie.
-Dzięki, że odprowadziłeś mnie wczoraj do domu...- moje policzki zaczynają się czerwienić.
-Nie ma za co! Przyjemność była po mojej stronie!-
-Może byśmy wyskoczyli dzisiaj, gdzieś razem?- niepewnie pytam mojego towarzysza. Znam Go kilka dni a już wyskakuje z czymś takim. Jeszcze uzna mnie za nachalną! Że też musiałam coś takiego zaproponować!
-Jasne! Czemu nie?-
-Naprawdę?!- nie mogę uwierzyć w to, że się zgodził! Na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech, aż chce mi się skakać z radości!
-No pewnie! Caroline, posłuchaj! Bardzo Cię lubię...i chcę z Tobą spędzać jak najwięcej czasu...jeszcze lepiej Cię poznać.- na twarzy Erica znowu pojawia się słodki uśmiech.
-Ja też Cię lubię...bardzo...- ciągnę nieśmiało, patrząc w jego cudowne oczy, kiedy nagle całuje mnie w policzek. Całe moje ciało zaczęło drżeć, serce szybciej bić, a ręce pocić. Uśmiecham się do Erica, który wpatruję się we mnie jak w obrazek. Czuję się tak cudownie...lecz nagle ogarnia mnie dziwne uczucie smutku...zaczynają wracać wspomnienia...wszystkie wspomnienia. Przypomniałam sobie jak kiedyś tak całował mnie mój...ukochany...Matt... W oczach zaczynają gromadzić mi się łzy. Szybko odwracam się od Erica aby tego nie zauważył. Jednak na próżno...
-Co się stało? Czemu płaczesz?- słyszę niepewny głos mojego towarzysza.
-Ja tylko...wiesz jednak dzisiaj nie dam rady, może spotkamy się innym razem...-
-Ale...Caroline!-
Rozpłakana uciekam do łazienki. łzy niemiłosiernie spływają po moich policzkach.
Czemu tak jest? Dlaczego nie mogę zapomnieć? Tak bardzo się staram, ale to jest silniejsze ode mnie! Ja już tak nie mogę!
-Caroline?! Co się stało?- nagle do łazienki wchodzi Kate.
-Ja po prostu nadal Go kocham, Kate! Kocham Matta!

piątek, 17 sierpnia 2012

Rozdział 1

-Caroline wstawaj, czas do szkoły! Przecież nie możesz spóźnić się już pierwszego dnia-mówi mama wchodząc do mojego pokoju z uśmiechem na twarzy.
-Dobrze- odpowiadam i z wielkim trudem staram się o chociaż mały uśmiech na twarzy. Promienie słóńca wpadaja do mojego pokoju przez okno, jest piekna pogoda, słychac śpiew ptaków, ale ja nie potrafię się juz z tego cieszyć..Powoli wstaję i podąrzam w kierunku łazienki. Po orzeźwiającym prysznicu ubieram moje ulubione rurki, biale conversy i kolorową koszulę w kratkę. Siadam prz toaletce, lekki makijaż nikomu nie zaszkodzi, może on chociaż troche zakryje moje zielone lecz podkrążone i zaczerwionione od łez oczy. Po ok. 30 minutach schodzę na dół.
-Dzień dobry śpiaca królewno- z usmiechem wita mnie tata, podając talerz pełen omletów.
-Hej- odpowiadam i znowu staram się o uśmiech, który musiał być przekonujący, poniewaz tata go odwzajemnił. Po zjedzeniu śniadania, zabieram torbę pełną ksiażek i wyruszam w kierunku przystanku, gdzie zawsze czekam na autobus do szkoły. Po ok. 10 minutach jestem na miejscu, a tam czekają juz na mnie moje przyjaciółki.
-Hej kochanie!- z ogromnym usmiechem na twarzy wita mnie Rose. Z Nia znam sie juz od dzieciństwa, zawsze byłyśmy przyjaciółkami. Ma długie blond włosy, grzywke na bok i zawsze świetnie wygląda. Natomiast jej zielone oczy zawsze świeca jak małe świetliki. Jest bardzo miła, koleżenska, a takze odważna i chyba przede wszystkim głupkowata, ale za to ja kocham!
-Ze mna to sie nie przywitasz?- pyta wyskoka brunetka o brazowych oczach. To jest właśnie Kate. Z Nią zaczęłam sie przyjaźnić z rok temu, ale juz kocham Ją jak własną siostrę. Kate jest spokojniejszym typem człowieka. Jest bardzo mądra, inteligentna i zawsze umie rozsądnie doradziż czy rozwiązac problem. Jednak Ona także ma chwile kiedy zwykłe słowo typu: budyń rozsmiesza ja do łez.
-No hej, hej- spoglądam na KAte i uśmiecham się serdecznie w miare mozliwości.
-Caroline! No proszę Cię, weź uśmiechnij się tak szczerze, od ucha do ucha!- mówi wesoło Rose i spoglada na mnie pokrzepiająco.
-No dobra, już dobra- nareszcie udaje mi się uśmiechnąć całkiem szczerze. Od bardzo dawna się tak nie uśmiechałam.
-No! Od razu lepiej!- uśmiecha się Kate. Po chwili nadjeżdża autobus, wszystkie wsiadamy i zajmujemy nasze stałe, ulubione miejsce.
-To będzie wspaniały rok szkolny!- wykrzykuje Rose, a Kate usiłuje ją uciszyć.
-I coś mi się wydaję, że przede wszystkim dla Ciebie Carol!- tak własnie mowi do mnie Rose, "Carol".
-Chciałabym- usmiecham sie lekko w stronę przyjaciółki.
-Zobaczysz, ja nigdy sie nie mylę!-
-Tak to prawda!- potwierdza z uśmiechem Kate.
Nasza rozmowa dobiega końca, ponieważ już jesteśmy na miejscu. Wysiadając z autobusu biorę głeboki oddechi wraz z towarzyszkami ruszam w kierunku szkoły. Rozgladam sie wokoło i widzę bardzo duzo nowych twarzy. Ludzie, ktorych mijam są szczęśliwi. pełni radości, wszędzie słychas śmiechy a na ich twarzach maluje się uśmiech. Na sam widok posmutniałam..Dlaczego ja nie potrafię być szczęśliwa, taka jak kiedyś? Dlaczego nie potrafię zapomnieć? To by mi wszystko ułatwiło...

...

-I tak właśnie doszło do rozejmu..- ciagnął dalej mój nauczyciel historii. Bardzo Go lubiałam, był chyba jedynym, normalnym nauczycielem w tej szkole. A historię też nawet lubiałam, nawet nieźle sobię z nią radziłam. Po chwili rozległ się dźwięk dzwonka oznaczającego przerwę.
-Dobrzę, to tyle na dzisiaj. Możecie wyjść na przerwę- nauczyciel usmiechnał się w naszą stronę. Po chwili wszyscy opuściliśmy juz salę.
-Dobra, gdzie teraz mam lekcje?- mówię sama do siebię wyciagając z kieszeni torby plan lekcji.-14..no to idziemy- wzdycham i chce schować kartkę, gdy nagle na kogoś wpadam. Moje zeszyty leżą porozrzucane na ziemi. "Brawo niezdaro" mowię sobię w duchu.
-Przepraszam- odzywa sie męski, delikatny głos. Podnoszę wzrok z podłogi na twarz nieznajomego. Przede mną stoi dość wysoki, brązowooki brunet.
-Emm..nic się nie stalo to moja wina..- mówię schylając spowrotem głowe aby chłopak nie widział moich rumieńców.
-Daj pomogę Ci- nieznajomy klęka i pomaga mi pozbierac zeszyty, a nastepnie podnosi mnie z podłogi.
-Naprawdę przepraszam- brunet spogląda w moje oczy i serdecznie się uśmiecha.
-Ehh..od pewnego czasu często zdażaja mi sie takie sytuacje..- odwzajemniam uśmiech. Po raz kolejny naprawde udaje mi się zrobić to szczerze.
-Jestem Eric- chłopak wyciaga do mnie dłóń.
-Caroline- odpowiadam podając chłopakowi rekę. Ściskając rękę czuje wielki chłód. Jego ręka jest zimna, wręcz lodowata. Jednak nie chcąc być nahalną postanawiam nie poruszać tego tematu.
-Miłobyło Cię poznać, Caroline- na twarzy Ercia pojawia się slodki uśmiech.-Alę muszę już iść,mam teraz matematykę..hmm..chyba w 14- nie spuszczając ze mnie wzroku puszcza moja rękę
-Emm..właściwie to ja też- uśmiecham się nieśmialo do nowo poznanego chłopaka.
-Serio? To super, będziemy mieli więcej czasu aby się poznać!-
-No to chodźmy- mowię stanowczo i razem podążamy w kierunku klasy.
Może Rose miała rację, moze to będzie jednak udany rok. Uśmiecham się w duchu i wchodzę z Ericem do klasy.

Prolog.

Niestety lato sie juz kończy. Bedzie mi brakowało tych wspaniałych, szalonych przygód przeżytych z Kate i Rose, moimi najlpszymi przyjaciólkami. Mam na imię Caroline i za kilka dni będę uczęszczała do trzeciej klasy liceum w Kalifornii. Będzie mi brakowało tych słonecznych dni, ciepłych wieczorów a najbardziej Jego...Chłopaka, który zmienił moje zycie, rozkochał w sobie na zabój a potem porzucił, zostawił samą, bez wyjasnień czemy wyjeżdża, czemu to wszystko co razem przeszliśmy, te wspaniałe chwile, spojrzenia, pocałunki nie mają dla Niego już żadnego znaczenia. Od naszego rozstania juz nic nie jest takie samo. Zmieniłam się i dobrze o tym wiem, ale nie potrafię inaczej, ja po prostu nie moge bez Niego żyć i nie potrafię zapomnieć o osobie dla, której byłam całym światem a teraz jestem nikim nadzwyczajnym...To wszystko tak strasznie boli, niszczy mnie od środka, ale ja dalej wierzę, że On wróci, wróci do mnie...Każdego ranka budze się z nadzieją na jego powrót, na to, że może uświadomi sobie, że te nasze wspólnie spedzone chwilemaja sens, że nadal mnie kocha.. Ten rok szkolny będzie dla mnie ciężkim, ale muszę być silna i dac sobie radę. Jedynym moim szczęściem sa teraz Kate i Rose, one jedyne naprawdę mnie rozumieją i wspierają, pomagają wydostać się z tego dołka i wiem, że zawsze mogę na nie liczyć. Być może dzieki Nim kiedyś uda mi się o Nim zpomnieć, moze...kiedyś.